- Może i tak - odparł, a potem skinął głową rozdającemu, gdy ten położył przed sobą

Fakt, ma niewiele, ale zawsze więcej niż dwie godziny temu. Być może nic z tego nie
komuś wyżej, na wypadek gdyby Hayes też był w to zaplątany.
sprawdzić mój telefon.
cisnąć ją w bagno, ale się opanował. Jeszcze czego, nieźle musiałby się z tego tłumaczyć. Na
Technicy przeanalizowali fotografię, powiększyli ją i wyostrzyli, szukając najmniejszych
Jonas Hayes wiedział o wszystkim, co robił Bentz, obstawał, by postępowali zgodnie z
Sztywny trup. I tak powinno być. Atropos włożyła klucz do zamka i weszła do piwnicy, w której pod ścianami piętrzyły się zapomniane butelki starego wina. Przeszła szybko kilka kroków, znalazła ukrytą zapadkę i nacisnęła. Regał odsunął się, odsłaniając tajemne drzwi. Wśliznęła się bezszelestnie, zamknęła je za sobą i poczuła, jak ogarniają spokój emanujący z tego sekretnego miejsca. Ściany pomalowano na śnieżnobiałe, w wypolerowanych na błysk sprzętach można by się przeglądać. Na podłodze wyłożonej płytkami nie było śladu kurzu, w kącie stało białe plastikowe krzesło i matowe metalowe biurko. W pokoju znajdowały się też chromowana lampa, biały skórzany fotel, wieża stereo i równo ułożona sterta płyt CD. Dźwiękoszczelne panele izolowały piwnicę od reszty budynku. Wszystko w tym pokoju sprawiało wrażenie nieskazitelnego. Było to jej prywatne zacisze. Odcięte od świata. Z dala od miasta, ale w dogodnej od niego odległości. Ukryte i odizolowane. Idealne. Gdyby jeszcze mogła uciszyć ten hałas w głowie. Włożyła buty ochronne i czepek, wyjęła z pojemnika rękawiczki chirurgiczne i włączyła stereo. Pokój wypełniła cicha, kojąca muzyka barokowa. Nawet gdyby ktoś znalazł jej kryjówkę, nie byłby w stanie odgadnąć jej tożsamości, chociaż to, co by tu zastał, dałoby mu do myślenia. Ostrożnie wyjęła z torebki plastikowe zawiniątko i ruszyła w stronę biurka. Otworzyła kluczem górną szufladę i popatrzyła z zadowoleniem na swoje skarby: przezroczystą torbę ze zdjęciami i futerał zamykany na suwak. Nucąc cicho, Atropos otworzyła plastikową torbę i wysypała zdjęcia na biurko. Przejrzała je szybko, przerzucając błyszczące, podniszczone fotografie ze zręcznością krupiera w Las Vegas. Przyglądała się niewyraźnym obrazom znanych twarzy i zatrzymała na zdjęciu Josha Bandeaux. - Ajajaj! Co za niegrzeczny chłopiec. - Odwinęła z folii nożyczki chirurgiczne. Nierdzewna stal błyszczała, jedynie na czubkach ostrzy widać było ciemne plamy. Krew Josha Bandeaux zakrzepła na narzędziu zbrodni. Atropos przypomniała sobie wyraz twarzy Bandeaux, gdy przez moment miał szansę zobaczyć swoją oprawczynię, jego przerażenie, gdy uświadomił sobie, że oto nadszedł jego koniec, jego osobisty Armagedon. To było takie łatwe. Niezwykle łatwe. Obowiązek, ale jakże podniecający. Nie zabijanie ją podniecało, ale świadomość, że Bandeaux zdawał sobie ze wszystkiego sprawę. Na jego pięknej, przystojnej twarzy wyraźnie malował się śmiertelny lęk. Nawet teraz, przypominając sobie strach w jego oczach, poczuła słodki przypływ adrenaliny, który uciszył hałas w głowie. Niestety, nie miała czasu, żeby pławić się w rozkoszy zabijania. Musiała szybko działać. Przyjrzała się dokładnie zdjęciu Josha. Opalony, miał na sobie jedynie spodenki, jedną ręką obejmował piękną kobietę ubraną w żółte bikini. Tło stanowiły palmy i niesamowity zachód słońca, kobieta nie była oczywiście żoną Bandeaux. Nie, ta prawie naga opalona blondynka - czy nie nazywa się Millicent? - nie była nikim ważnym. Nawet dla Josha. Była dziwką. Ni mniej, ni więcej. Kimś niepotrzebnym. Czas się jej pozbyć. Ciach! Nożyczki zabłysły we fluorescencyjnym świetle. Zdjęcie zostało równo przecięte na pół i uśmiechnięta ślicznotka poleciała na podłogę, w zapomnienie.
Pokazał jej zdjęcia, ale akt zgonu na razie zachował dla siebie.
W jasnobłękitnym świetle lamp na parkingu Bentz usiłował przejrzeć dokumenty, które
basenu. Starzy bywalcy mnie rozpoznają, machają i zagadują. Przypomina mi to. jak ważne
o niego chodziło. Kiedyś, gdy wypiłyśmy o kilka martini za dużo, Jennifer powiedziała, że
uśmiechała się lekko... Boże, kiedyś ten uśmiech doprowadzał go do szaleństwa.
Odwróciła się przez ramię i posłała mu całusa. A potem spojrzała na ocean, uniosła ręce
Miejsce zbrodni. Kamera przesunęła się po autostradzie, by pokazać funkcjonariuszy za
fitness kraków

go za szyję.

wszystkiemu, że jej działanie pokrzyżuje plany wariatki. Musi dalej robić swoje.
– Bo mnie zna. Wie o mnie rzeczy, które wiedziała tylko Jennifer. – Robiło mu się
Och...
siłownia Swarzędz

słyszała – mówię do Joanny. I się nie mylę. Shana była bardzo dumna, że odbiła Lelanda

- Tym lepiej dla mnie - uśmiechnęła się. - Mam do ciebie osobistą prośbę. Gdyby coś poszło nie tak, wiesz, o czym mówię... czy przekażesz Edwardowi kilka słów?
Poczerwieniała ze złości.
szeptać między sobą.

Wczesna śmierć, choć przerażająca, ma też pewne zalety.

tchu i wreszcie wtulili się w siebie gwałtownie. Ręce trzęsły mu się jak niedoświadczonemu
Mefistofelesa. Mefistofeles najwyraźniej jednak nie przestraszył Becky Ward. I Alec zaczął
Serce mu się krajało na myśl o rozpaczy dziewczyny, ale przybrał obojętną minę. Uważał, że
zielona bakteria czy boli